niedziela, 29 czerwca 2014

Mundialowo #11: Spektakl kompletny

Emocje wzięły górę nad zawodnikami Brazylii i Chile po zakończeniu meczu
Teoretycznie jest tak, że czekamy na jakieś doświadczenie wielkie, gwałtowne – w tym wypadku mecz, czy konkretną drużynę – które całkowicie nami wstrząśnie, czy też w przypadku zespołu zburzy jego obraz. Moment spełnienia następuje rzadko, zazwyczaj na samym końcu (tutaj – zakończenie mundialu lub odpadnięcie/ sukces danej reprezentacji) i to też nie jest regułą. Ale ja miałem dosyć po trzech godzinach starcia Chile – Brazylia. Byłem wyczerpany, wstrząśnięty i szczękę musiałem zbierać gdzieś głęboko z podłogi.

Wyczerpani byli sami zawodnicy. Widzieliśmy to, gdy Neymar po meczu padł na kolana, zakrył twarz dłońmi i zaczął płakać. Cieszył się, że te mentalne tortury w końcu się skończyły. Podbiegł do niego Scolari i zaczął pocieszać. Po nim także widać było ulgę, że spotkanie zakończyło się szczęśliwie. Julio Cesar - bramkarz, bohater serii rzutów karnych - w wywiadzie telewizyjnym nie szczędził łez, oczywiście radości. "Po czterech latach znowu muszę znaleźć mentalny spokój. Nigdy nie ukrywałem, że jestem człowiekiem emocjonalnym." - mówił do kamery. Gary Medel - chilijski pitbull - po meczu płakał. Włożył w tą bitwę całe swoje serce, ale kontuzja i wysiłek nie pozwoliły dokończyć mu spotkania. 

Nie chciałem oglądać następnego meczu. Oczywiście i tak go włączyłem, ale po spektaklu zafundowanym nam wcześniej nikt już nie powinien grać. Ktoś powie, że Chile było blisko wyeliminowania Brazylii i to w żadnym wypadku nie byłoby kłamstwem czy zniekształceniem rzeczywistości. Tyle, że jest jeden drobny szczegół – blisko w futbolu niczego nie oznacza, można być dalej niż bliżej a zakończyć mecz na swoją korzyść. 

„Nie wierzę w moralne zwycięstwa.” – mówił na pomeczowej konferencji trener La Roja, Jorge Sampaoli – „One się nie liczą.” I choć to jest okrutne, niestety ma rację. Byli blisko, a jednocześnie daleko. Bronili się heroicznie, atakowali zaciekle, ale gdy Mauricio Pinilla strzelił w 119 minucie w poprzeczkę stało się niemal jasne, że Chile po prostu nie awansuje. Wszechświat, los, Bóg nie chcieli ich widzieć dalej, więc zrobili nam na złość. Narobili nadziei, sprawili, że ich odpadnięcie będzie bardziej bolesne; rzekłbym cyniczne. „Co by było gdyby?” – pytanie, które od zawsze brzęczy w głowie, gdy coś nie pójdzie tak jak powinno? Co by było gdyby Pinnila oddał strzał minimalnie niżej/ lżej, czy gdyby Vidal był zdrowy w 100% i to on podchodził do ostatniego karnego? Gdzieś w alternatywnej rzeczywistości wciąż Chile gra dalej.

"Canarinhos" doczłapali się do ćwierćfinału
-Brazylijczycy nie zagrali złego mecz, to oni stworzyli więcej sytuacji, ale „Canarinhos” wciąż brakuje pewnej iskry charakterystycznej dla tego narodu. Mają wielu przeciętniaków w składzie, którzy nie powinni zakładać kanarkowej koszulki. Scolari pewnie to dostrzega, ale niewiele z tym robi. Broni się jakąś zapyziałą lojalnością, czy zaślepieniem i nie reaguje. A nawet, gdy to robi jest w tym zbyt schematyczny.

Brazylii brakuje napastnika, wczoraj zastanawiałem się kto gorszy: Fred czy Jo? I odpowiedzi jednoznacznej na to pytanie jeszcze nie mam. No właśnie, wprowadzenie Jo, czy – o zgrozo – Ramiresa, gdy twój zespół potrzebuje gola to strzał w stopę. Rezerwowych Scolari nie ma najlepszych, ale raz – taki skład sobie sam wybrał, dwa – zawsze znajdzie się ktoś lepszy od wspomnianej dwójki. Przesunięcie Neymara/ Hulka na szpicę i wstawienie Williana do składu, ewentualnie trzeciego pomocnika. Dani Alves też wygląda jak sabotażysta, ale z jego grą jestem już pogodzony.

To nie jest takie oczywiste, że Brazylia wygra turniej/ dojdzie do półfinału. Z Chile było bardzo blisko tragedii. Kolumbia zdaje się być silniejsza na ten moment. Podobnie jak „La Roja” stanowi zgrany kolektyw, bazuje na organizacji i wybieganiu, ale co ważniejsze posiada magiczny duet Cuadrado – James Rodriguez. Czyli najlepszego asystenta i strzelca. Scolari powinienem przed tym meczem pokombinować, zmienić pewne personalia. Chile zawiesiło poprzeczkę bardzo wysoko, ale Kolumbia postawi ją jeszcze wyżej. Póki co to "Los Cafeteros" są najlepszą drużyną mundialu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz