![]() |
Emocje wzięły górę nad zawodnikami Brazylii i Chile po zakończeniu meczu |
Wyczerpani byli sami zawodnicy. Widzieliśmy to, gdy Neymar po meczu padł na kolana, zakrył twarz dłońmi i zaczął płakać. Cieszył się, że te mentalne tortury w końcu się skończyły. Podbiegł do niego Scolari i zaczął pocieszać. Po nim także widać było ulgę, że spotkanie zakończyło się szczęśliwie. Julio Cesar - bramkarz, bohater serii rzutów karnych - w wywiadzie telewizyjnym nie szczędził łez, oczywiście radości. "Po czterech latach znowu muszę znaleźć mentalny spokój. Nigdy nie ukrywałem, że jestem człowiekiem emocjonalnym." - mówił do kamery. Gary Medel - chilijski pitbull - po meczu płakał. Włożył w tą bitwę całe swoje serce, ale kontuzja i wysiłek nie pozwoliły dokończyć mu spotkania.
Nie chciałem oglądać następnego meczu. Oczywiście i tak go włączyłem, ale po spektaklu zafundowanym nam wcześniej nikt już nie powinien grać. Ktoś powie, że Chile było blisko wyeliminowania Brazylii i to w żadnym wypadku nie byłoby kłamstwem czy zniekształceniem rzeczywistości. Tyle, że jest jeden drobny szczegół – blisko w futbolu niczego nie oznacza, można być dalej niż bliżej a zakończyć mecz na swoją korzyść.
Nie chciałem oglądać następnego meczu. Oczywiście i tak go włączyłem, ale po spektaklu zafundowanym nam wcześniej nikt już nie powinien grać. Ktoś powie, że Chile było blisko wyeliminowania Brazylii i to w żadnym wypadku nie byłoby kłamstwem czy zniekształceniem rzeczywistości. Tyle, że jest jeden drobny szczegół – blisko w futbolu niczego nie oznacza, można być dalej niż bliżej a zakończyć mecz na swoją korzyść.
„Nie wierzę w moralne zwycięstwa.” – mówił na pomeczowej
konferencji trener La Roja, Jorge Sampaoli – „One się nie liczą.” I choć to
jest okrutne, niestety ma rację. Byli blisko, a jednocześnie daleko. Bronili
się heroicznie, atakowali zaciekle, ale gdy Mauricio Pinilla strzelił w 119
minucie w poprzeczkę stało się niemal jasne, że Chile po prostu nie awansuje.
Wszechświat, los, Bóg nie chcieli ich widzieć dalej, więc zrobili nam na złość.
Narobili nadziei, sprawili, że ich odpadnięcie będzie bardziej bolesne;
rzekłbym cyniczne. „Co by było gdyby?” – pytanie, które od zawsze brzęczy w
głowie, gdy coś nie pójdzie tak jak powinno? Co by było gdyby Pinnila oddał
strzał minimalnie niżej/ lżej, czy gdyby Vidal był zdrowy w 100% i to on
podchodził do ostatniego karnego? Gdzieś w alternatywnej rzeczywistości wciąż Chile gra dalej.
![]() |
"Canarinhos" doczłapali się do ćwierćfinału |
Brazylii brakuje napastnika, wczoraj zastanawiałem się kto
gorszy: Fred czy Jo? I odpowiedzi jednoznacznej na to pytanie jeszcze nie mam.
No właśnie, wprowadzenie Jo, czy – o zgrozo – Ramiresa, gdy twój zespół
potrzebuje gola to strzał w stopę. Rezerwowych Scolari nie ma najlepszych, ale
raz – taki skład sobie sam wybrał, dwa – zawsze znajdzie się ktoś lepszy od
wspomnianej dwójki. Przesunięcie Neymara/ Hulka na szpicę i wstawienie Williana
do składu, ewentualnie trzeciego pomocnika. Dani Alves też wygląda jak
sabotażysta, ale z jego grą jestem już pogodzony.
To nie jest takie oczywiste, że Brazylia wygra turniej/
dojdzie do półfinału. Z Chile było bardzo blisko tragedii. Kolumbia
zdaje się być silniejsza na ten moment. Podobnie jak „La Roja” stanowi zgrany
kolektyw, bazuje na organizacji i wybieganiu, ale co ważniejsze posiada magiczny duet
Cuadrado – James Rodriguez. Czyli najlepszego asystenta i strzelca. Scolari
powinienem przed tym meczem pokombinować, zmienić pewne personalia. Chile zawiesiło
poprzeczkę bardzo wysoko, ale Kolumbia postawi ją jeszcze wyżej. Póki co to "Los Cafeteros" są najlepszą drużyną mundialu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz