![]() |
Przejazd Niemców po łzach Brazylijczyków |
Napisałem sobie w zeszycie dzień przed meczem, że te
mistrzostwa potrzebują swojego ikonicznego momentu. Potrzebowaliśmy pewnego
ukoronowania tych wspaniałych, acz ostatnio nieco przygasłych mistrzostw. I to
jakby się spełniło. Pierwszy półfinał był wprawdzie widowiskiem znakomitym
tylko przez 30 minut, ale mam wrażenie, że ten mecz, za kilka lat, będziemy
kojarzyć właśnie z tego mundialu. To był moment, który zapamiętamy. Pogrom
Niemców nad Brazylią.
*
Zanim przejdę do pewnych rozważań na temat upokorzenia Brazylii,
zacytuję fragment kawałku Małpy „Jak mam żyć”, który w sposób trafny odnosi się
do sytuacji niemieckiej kadry:
I nawet gdy bitwy rezultat dziś jest korzystny
wszyscy trwajcie na posterunkach
Bo wpadnie wróg wam odebrać to co wasze
On zawsze staje u wrót, gdy się go tam nie spodziewacie
wszyscy trwajcie na posterunkach
Bo wpadnie wróg wam odebrać to co wasze
On zawsze staje u wrót, gdy się go tam nie spodziewacie
Niemcy muszą
pozostać uważni, ten mecz nie może wprowadzić rozluźnienia, które po takim
wyczynie jest zupełnie naturalne. Nie mogą doprowadzić do siebie myśli, że mistrzostwo
jest już wygrane.
*
Widowisko trafnie podsumował Joachim Loew: „Brazylia zostawiała luki w obronie. Ale jakie luki
zostawiała w pomocy.” Najdziwniejsze w tym wszystkim jest fakt, że był
to półfinał mistrzostw świata, teoretycznie najważniejszej futbolowej imprezy.
I w pewnym momencie zaczynasz się zastanawiać jak ta zgraja przypadkowych ludzi
znalazła się aż tak daleko. Myślisz także nad tym, czy nie lepiej, dla samych
Brazylijczyków, byłoby odpaść dajmy na to w 1/8 z Chile. Po karnych – taka
narracja idealnie wpisałaby się dla Canarinhos. W końcu to, że Brazylia
prowadzona przez Scolariego jest najsłabsza od wielu, wielu lat wiedzieliśmy i z
każdym kolejnym momentem zastanawialiśmy się tylko jak bardzo. Jak głęboko
można wsadzić kijek w to mrowisko. Jako fan historii alternatywnych –
piłkarskiej fikcji – myślę co by było gdyby, dajmy na to pierwszy mecz zakończył
się porażką Brazylii. Nie ma karnego na Fredzie, a gol strzelony przez
Chorwatów, zresztą słusznie, zostaje uznany. Po drugim meczu Canarinhos mają
punkt i do miejsca premiowanego awansem tracą trzy oczka. Ich zwycięstwo w
końcowym mecz, z Kamerunem, nic nie daje – w końcu Meksyk i Chorwacja
awansowaliby z grupy. Taki scenariusz był możliwy. I tu także rozmyślam czy
takie rozwiązanie – z perspektywy czasu – nie byłoby lepsze. Oczywiście, wpływ
na to jest zerowy, ale ciekawi mnie którą opcję wybrałby zwykły Brazylijczyk. W
końcu trzecie miejsce dla Brazylii się nie liczy. Też co innego byłoby gdyby
Kanarki odpadły po zaciętym boju, niestrzelonym karnym, czy wpadce sędziego.
Wychodzę z założenia, że każda drużyna ma swoją, przynajmniej jedną, szansę w
każdym meczu. Ale tu tego nie było. Nie było ani grama rywalizacji na
wyrównanym poziomie. Cholera, to w końcu był półfinał mistrzostw świata,
wymagamy i oczekujemy, by były tam cztery – czysto teoretycznie – najlepsze drużyny
globu. A tutaj nic, zero, otrzymaliśmy pustkę i czystą kartkę.
Brazylijczycy
zagrali jakby miało nie być jutra. I po tym co pokazali, upokorzeniu jakie
przynieśli, lepiej by dla nich było, gdyby faktycznie – jutra miało nie być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz