środa, 9 lipca 2014

Mundialowo #13: Gdyby miało nie być jutra

Przejazd Niemców po łzach Brazylijczyków
Ciężko w jakikolwiek sposób racjonalizować porażkę 7-1. Gdy dojdziemy do wniosku, że David Luiz był winny utracie co najmniej trzech goli, Marcelo kolejnych trzech, że Brazylia grała z kraterem w środku pola, a zamiast Freda równie dobrze można by było położyć koszulkę kontuzjowanego Neymara stwierdzimy, że tak słabej reprezentacji „Canarinhos” nie widzieliśmy od co najmniej dwudziestu lat.

Napisałem sobie w zeszycie dzień przed meczem, że te mistrzostwa potrzebują swojego ikonicznego momentu. Potrzebowaliśmy pewnego ukoronowania tych wspaniałych, acz ostatnio nieco przygasłych mistrzostw. I to jakby się spełniło. Pierwszy półfinał był wprawdzie widowiskiem znakomitym tylko przez 30 minut, ale mam wrażenie, że ten mecz, za kilka lat, będziemy kojarzyć właśnie z tego mundialu. To był moment, który zapamiętamy. Pogrom Niemców nad Brazylią.

*
Zanim przejdę do pewnych rozważań na temat upokorzenia Brazylii, zacytuję fragment kawałku Małpy „Jak mam żyć”, który w sposób trafny odnosi się do sytuacji niemieckiej kadry:

I nawet gdy bitwy rezultat dziś jest korzystny
wszyscy trwajcie na posterunkach
Bo wpadnie wróg wam odebrać to co wasze
On zawsze staje u wrót, gdy się go tam nie spodziewacie

Niemcy muszą pozostać uważni, ten mecz nie może wprowadzić rozluźnienia, które po takim wyczynie jest zupełnie naturalne. Nie mogą doprowadzić do siebie myśli, że mistrzostwo jest już wygrane.

*
Widowisko trafnie podsumował Joachim Loew: „Brazylia zostawiała luki w obronie. Ale jakie luki zostawiała w pomocy.” Najdziwniejsze w tym wszystkim jest fakt, że był to półfinał mistrzostw świata, teoretycznie najważniejszej futbolowej imprezy. I w pewnym momencie zaczynasz się zastanawiać jak ta zgraja przypadkowych ludzi znalazła się aż tak daleko. Myślisz także nad tym, czy nie lepiej, dla samych Brazylijczyków, byłoby odpaść dajmy na to w 1/8 z Chile. Po karnych – taka narracja idealnie wpisałaby się dla Canarinhos. W końcu to, że Brazylia prowadzona przez Scolariego jest najsłabsza od wielu, wielu lat wiedzieliśmy i z każdym kolejnym momentem zastanawialiśmy się tylko jak bardzo. Jak głęboko można wsadzić kijek w to mrowisko. Jako fan historii alternatywnych – piłkarskiej fikcji – myślę co by było gdyby, dajmy na to pierwszy mecz zakończył się porażką Brazylii. Nie ma karnego na Fredzie, a gol strzelony przez Chorwatów, zresztą słusznie, zostaje uznany. Po drugim meczu Canarinhos mają punkt i do miejsca premiowanego awansem tracą trzy oczka. Ich zwycięstwo w końcowym mecz, z Kamerunem, nic nie daje – w końcu Meksyk i Chorwacja awansowaliby z grupy. Taki scenariusz był możliwy. I tu także rozmyślam czy takie rozwiązanie – z perspektywy czasu – nie byłoby lepsze. Oczywiście, wpływ na to jest zerowy, ale ciekawi mnie którą opcję wybrałby zwykły Brazylijczyk. W końcu trzecie miejsce dla Brazylii się nie liczy. Też co innego byłoby gdyby Kanarki odpadły po zaciętym boju, niestrzelonym karnym, czy wpadce sędziego. Wychodzę z założenia, że każda drużyna ma swoją, przynajmniej jedną, szansę w każdym meczu. Ale tu tego nie było. Nie było ani grama rywalizacji na wyrównanym poziomie. Cholera, to w końcu był półfinał mistrzostw świata, wymagamy i oczekujemy, by były tam cztery – czysto teoretycznie – najlepsze drużyny globu. A tutaj nic, zero, otrzymaliśmy pustkę i czystą kartkę.

Brazylijczycy zagrali jakby miało nie być jutra. I po tym co pokazali, upokorzeniu jakie przynieśli, lepiej by dla nich było, gdyby faktycznie – jutra miało nie być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz