![]() |
Wiggins czy Love? A może obaj od nowego sezonu wylądują w Cleveland? |
LeBron James od kilku dni ponownie znajduje się w Cleveland,
a już rozdaje karty. Do zespołu dołączyli jego ex-koledzy z Miami – Mike
Miller, James Jones, za chwilę pewnie Ray Allen, ale głównym życzeniem/
żądaniem Króla jest sprowadzenie Kevina Love’a. Tylko jakim kosztem.
Wiemy, że nie ma innej opcji - na teraz - niż włączenie w transakcję
Andrew Wigginsa – numer 1 tegorocznego draftu. W tym momencie czego nie zrobią
Cavs, będą stratni.
Wiemy, że Andrew Wiggins to ogromny talent, bez wątpienia
zawodnik, który w przeciągu – powiedzmy – 5/7 lat ma szansę by wskoczyć do top
5 graczy NBA. Wiemy, że ma potencjał na bycie jednym z lepszych obrońców na
parkietach, a już przejawia ogromne możliwości w tym aspekcie. Jest to punkt
bardzo ważny, w końcu potencjalne duo Irving – Love byłoby defensywną
tragikomedią. Zatuszowanie nieumiejętności jednego z tych zawodników nie jest
ogromną sztuką, natomiast tak słaba dwójka w obronie byłaby już sporym
balastem. Wiemy także, że pod okiem LeBrona, Wiggins miałby szansę przyspieszonego
rozwoju, lecz odbijając piłeczkę mógłby ciężaru gry z Jamesem nie unieść. Wiemy
także, że LeBron tego czasu specjalnie nie ma. On za wszelką cenę chce wygrywać
kolejne tytuły. Tu i teraz. A sprawdzenie, czy Wiggins przyjmie się do NBA jest
z pewnością czasochłonne. Niestety, obie kwestie się wykluczają, wygrywanie
natychmiast tytułów przez LeBrona nie idzie specjalnie w parze z rozwojem
talentu potencjalnego all – stara. Przebąkuje się o tym, by poczekać na Love’a
do lutego – wtedy można by było sprawdzić Wigginsa i postawić Timberwolves pod
ścianą. Problemem w tej sytuacji byłaby kwestia zgrania Love’a z kolegami, acz
Cavs mogliby pozostać z Wigginsem. Jest tutaj sporo ryzyka, w końcu, do walki
mogłyby włączyć się inne organizacje, lecz cena za Love’a teoretycznie by spadła..
Co gorsza, dla Cavs za rok z ich wielkiego trio Irving –
James – Love może ostać jedynie ten pierwszy. Tak więc oddanie Wigginsa będzie
ogromnym ryzykiem, jednak to samo można powiedzieć o pozostawieniu go.
Najlepszym, acz utopijnym i nierealnym scenariuszem byłoby oddanie kogokolwiek
innego, może z wyjątkiem Irvinga lub wyciągnięcie Love’a za rok, za darmo, gdy
będzie – po prostu – wolnym agentem. Lecz to już nie leży w interesie
Timberwolves.
Z drugiej strony dlaczego trio Love – James – Irving miałoby
się rozpaść. Gdyby doszło do scenariusza połączenia tych zawodników spokojnie
byliby postrzegani jako faworyci konferencji wschodniej. Przynajmniej.
Dodatkowo, Love to już w tej chwili top 7-10 ligi. W jego wypadku nie trzeba
czekać na potencjalny rozwój, a Cavs dostają gracza niemal całkowicie
rozwiniętego, wchodzącego w swój prime time. I tutaj jest główny dylemat –
stawiać na natychmiastowy sukces bez gwarancji pokrycia, czy też zabezpieczyć
się na przyszłość. Problem jest jeszcze taki, że większość decyzji podejmuje
LeBron. I jak ładnie by on nie pisał o swoim rodzinnym stanie to na pierwszym
miejscu postawi on swoją osobę, a nie interes klubu. Cena za Love’a jest
ogromna – w końcu został mu tylko rok kontraktu, a jego pozostanie będzie
zależeć od wyników Cavs. A w zasadzie od decyzji LeBrona (ten, moim zdaniem,
nadal będzie w Cleveland). Jeżeli ten zostanie na rok kolejny to i sam Love
podejmie taką decyzje. Jeżeli James się wykruszy to i Love odejdzie, który
specjalnego związku z Cleveland nie ma.
Dodatkowo ryzyko z obecnym graczem Minnesoty jest takie, że ten nigdy
nie grał w playoffach. Nie można mieć do niego o to wielkich pretensji (czy
można?), w końcu Timberwolves popełnili sporo błędów przy budowie zespołu, a
napakowana do granic możliwości konferencja zachodnia zadania nie ułatwia. Ale
nie zapominajmy, że Love doświadczenia na tym etapie rozgrywek po prostu nie ma.
Stąd pytanie, być może bezpodstawne, czy Love sprawdzi się w playoffach i czy w
ogóle uniesie presję spoczywającą na Cavs. W końcu od powrotu Króla są na
świecznikach i gra tam będzie znacznie trudniejsza niż w znajdującej się nieco
na uboczu Minnesocie.
Statystyki Love’a znacznie działają na jego korzyść, w końcu,
w zeszłym sezonie zdobył 2010 punktów, zaliczył 963 zbiórki i zanotował 341
asyst. Grono zawodników, którzy mieli ponad 2000 punktów, 950 zbiórek i więcej
niż 300 asyst jest niewielkie. Wszak tylko 8 zawodników w historii – z tym, że
niektórzy kilkukrotnie np. Kareem Abdul- Jabbar zaliczył taki wynik sześciokrotnie
– może poszczycić się tym osiągnięciem. Ostatnim graczem, któremu się to udało
był nie kto inny jak Tim Duncan w sezonie 2001/02.
Jest jeszcze jedna kwestia. Co się stanie jeżeli Wiggins nie
rozwinie się tak jak jest przewidywane? Kevin Love to w końcu pewniak (no,
prawie), już teraz, w tym momencie, gdy LBJ nie ma czasu na czekanie.
Pozostając jednak w sferze gdybania, co jeżeli talent Wigginsa, pod skrzydłami
LeBrona, eksploduje. Powracając nieco na ziemię, nie wydarzy się to – zapewne -
w ciągu, co najmniej, najbliższych 3-4 lat, lecz już teraz może być wartościowym wzmocnieniem.
Też pamiętajmy, że w Kawalerzyści
mają masę zawodników młodych, którzy w NBA nie osiągnęli nawet okresu
dojrzewania. Ktoś, nawet troszeczkę, bardziej doświadczony by się im przydał. Z tej perspektywy Cleveland powinno przygarnąć Love’a. Nawet
za Wigginsa. Potrzebują sukcesu już teraz. Już teraz muszą dać sygnał, że są w
stanie walczyć o najwyższe cele. A do tego potrzebny jest im Love, który z
miejsca sprawi, że Cavs będą postrzegani jako contender. W tym wypadku działa
zasada wszystko albo nic, nie ma półśrodków.
Mimo wszystko, wolałbym mieć w składzie Love’a, ale przewrotnie mówiąc wybrałbym Wigginsa. W nielogicznych wyborach próżno doszukiwać się logiki.